czołgała się do stołu

Przegoniłem dziś dzieciaki nad Wisłą. W drodze powrotnej tylko spytały „czy możemy się przespać?” i po chwili głowy kiwały się w samochodzie.

Zima jak każdy pamięta była długa i dosyć śnieżna, co komplikowało wyjazdy w teren. Wiosna późno przyszła i zaraz ustąpiła miejsca latu. Nagle okazało się, że zabrakło czasu na szukanie odsłonięć – zielone pięknie rośnie po deszczach – dziś wjechaliśmy w pokrzywy do ramion. Dzieci śmiały się z taty gdy przebijał się w kierunku odsłonięcia, teatralnie posykując i oganiając się od komarów. Pokrzywy i komary. Komary i pokrzywy.

Ciężko o ładne odsłonięcia. Można znaleźć stare ściany łomów, które zarastają i się obsypują. Można słuchać historii o wielkich amonitach, które poniewierały się gdy kopano kamień na budowę opasek na Wiśle. Udało mi się nawet znaleźć odsłonięcie z koparką, ale gdy dotarłem do właściciela to okazało, że raczej w tym sezonie już jej nie użyje bo złomiarze ukradli aluminiową chłodnicę…

Ten sezon jednak uważam za udany – może dlatego, że nigdy tak dużo nie jeździłem z kilofem. Jest praca – są wyniki. Dzieciaki się wciągają – mają parcie na wdrapywanie się coraz wyżej – ciężko nad nimi zapanować. Przejazd przez błoto, krzaki i pokrzywy to też frajda. Po kilku godzinach nad Wisłą Ania po powrocie do domu czołgała się spod prysznica do stołu 😉

Zaszufladkowano do kategorii amonit, offroad, podróże z geologią, skamieniałości | Otagowano , , , , , , , | Dodaj komentarz

zasłyszane na Jurze

W zeszłym tygodniu odwołałem wyjazd na Jurę bo padało. W poniedziałek rano pojechałem i zmoczyło mnie dopiero koło 15tej 😉

Przed południem siedziałem sobie na ławeczce na placu w jednej z wsi. Herbata z termosu, drożdżówka  z pierwszą truskawką w tym sezonie. Obok dwóch Panów raczy się piwkiem. Zasłyszany dialog:

– Człowiek nie wie kiedy stanąć. W Boże Ciało piłem, w piątek piłem, w sobotę piłem, w niedzielę piłem. Dzisiaj to się tylko kuruję. Byłem rano w robocie, ale padało to nie lałyśmy betonu.

– A ja kupiłem wkrętarkę Boscha za 20 zeta. I wyżynarkę. Też za 20. Ale bateria nie trzyma. Nie wiesz ile może kosztować nowa?

– No oryginalna to kilkadziesiąt złotych!

– Tyle? Jak kupiłem narzędzie za dwadzieścia, to nie kupię baterii za tyle. Zauważyłem, że mój szef ma taką samą. Odszykuję moją, wyczyszczę i zrobię PODMIANKĘ.

Taki kraj…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

ordowik w rejonie Aachich N’Ait Azza

Jeśli ktoś „kopie” w Maroku polecam nową miejscówkę. Gdy się wpadnie „na godzinkę” to pewnie nic wyjątkowego się samemu nie znajdzie, ale warto zobaczyć miejsce. Ordowik odsłania się w paśmie wzgórz równoległych do drogi N12 na południowy wschód od Alnif. Najbliższa wioska jaką można znaleźć na mapie nosi nazwę Aachich N’Ait Azza.

Do asfaltowej drogi jest 18 kilometrów. Niedużo, no chyba, że akurat strzela i dymi się z rozrusznika 😉

Wracając do lokalizacji. Na okolicznych wzgórzach sypią się ordowickie łupki. Wśród nich  znajdują się poziomy z konkrecjami zawierającymi skamieniałości. My znaleźliśmy tylko takie, dla których szkoda czasu na robienie zdjęć – malutkie ślimaki, fragmenty trylobitów. Pochodzą jednak stąd różne stosunkowo rzadkie skamieniałości szkarłupni: diploporidy i rozgwiazdy.

Sami nie trafilibyśmy na miejsce. Drogi i ścieżki, które do niego prowadzą plączą się ze sobą, jedzie się też korytami rzek okresowych. Polecamy zabrać ze sobą przewodnika z Alnif. Polecamy Youssefa – ma sklep ze skamieniałościami przy głównej ulicy.

Dobrze też zabrać kogoś do noszenia młotka i kopania – polecam Pana Prezesa 😉

Zaszufladkowano do kategorii Maroko, offroad, podróże z geologią, skamieniałości | Otagowano , , , , , , , | 2 komentarze

preparatornia w Tassmant

Nie powiem, spędzam ostatnio trochę czasu preparując skamieniałości. Będąc w Maroku podglądam innych przy pracy. Specyfika niektórych skał jest taka, że jest rzeczą niemal niemożliwą wydobyć skamieniałość w całości. Skała (łupek) rozpada się na małe kawałki i czasami małe fragmenty zostają w terenie. Bywa oczywiście też tak, że i skamieniałość w skale nie jest kompletna. Ogólnie akceptowalne jest wtedy zrekonstruowanie brakującej części. Marokańczycy dochodzą do perfekcji, albo ja potrzebuję okularów,  bo dopiero w domu przy robieniu zdjęć znalazłem okazy trylobitów jak samochód po stłuczce – miejscami wychodzi szpachla 😉

Zapraszam do obejrzenia zdjęć autorstwa Basi, Piotra i moich z preparatorni trylobitów kambryjskich w Tassmant.

Zaszufladkowano do kategorii Maroko, skamieniałości | Otagowano , , , | Dodaj komentarz

Kess Kess – kopce mułowe

Stałym punktem wyjazdu do Maroka jest formacja Kess Kess w pobliżu Erfoud w paśmie wzgórz Hamar Laghdad. Tym razem dojechaliśmy tam w środku nocy co zwiększyło szansę, że z rana będziemy na odsłonięciu 🙂

fot. Prezes układa się pierwszy do snu.

Fot. Delikatnym stukaniem w szybę budzimy Prezesa.

Fot. Kto nie mył nóg śpi na dachu.

Fot. Widok kopców o poranku.

Fot. Na każdym wyjeździe jest ktoś kto wracając z kopca mówi: „dostawiłem jeszcze jeden”.

Kopce mułowe są przedmiotem wielu opracowań. Generalizując temat: ich powstanie jest związane z podmorską aktywnością wulkaniczną, której towarzyszy wydobywanie się wód hydrotermalnych. Wody te wypływając ze szczelin spowodowały rozwój mat mikrobialnych dookoła nich a z czasem powstały stożkowate formy widoczne obecnie w terenie. Schemat ich powstawania możemy obejrzeć np TUTAJ (AUTOR Barbara CAVALAZZI).

Sam wapień budujący kopce nie jest szczególnie atrakcyjny w oglądzie, ale miejscami wokół kopców zdarzają się nagromadzenia fauny (np wapienie z licznymi fragmentami trylobitów z rodzaju Scutellum sp). Między kopcami zachowały się natomiast margle przepełnione fauną koralowcową, brachiopodową z mniej licznymi głowonogami. Żeby je znaleźć nie trzeba używać młotka – wystarczy patrzeć pod nogi 😉

Miejsce jest niezwykle urokliwe. Żeby spędzić tam noc warto przywieźć ze sobą trochę drzewa na ognisko lub węgla na grilla. Rosną tam co prawda pojedyncze akacje ale rąbanie ich na własne potrzeby zakrawałoby na barbarzyństwo. Ze szczytu kopca dobrze widać pasmo wydm Erg Chebbi i warto dojść do najwyższej części Hamar Laghdad, żeby spojrzeć w dół na oued.

„Trylobiciarzy” odeślę do jeszcze jednego artykułu. Znaleziono tutaj CZERWONE BARRANDEROPSY Z ZIELONYMI OCZAMI 😉

Zaszufladkowano do kategorii Maroko, podróże z geologią, skamieniałości | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz

Maroko – marzec 2013 – raport

Kolejny, chyba już jubileuszowy bo 30 wyjazd do Maroka mamy już za sobą. Po tylu razach człowiek popada w rutynę, ale okazuje się, że bardzo rzadko coś idzie według planów gdy ma się do pokonania taką trasę. Udało się wyjechać planowo i wrócić na czas co było nie lada osiągnięciem biorąc pod uwagę wydarzenia.

Niespodzianka nr 1 – mimo, że auto przeszło miesiąc wcześniej przegląd w dzień wyjazdu okazało się, że na parkingu pod autem „świeci się” tłusta plama. Zakup dodatkowego oleju do mostów wydawał się dobrym rozwiązaniem do momentu, aż się zajrzało pod samochód w Zgorzelcu. Zdecydowaliśmy się wymienić uszczelniacz bo z mostu nie ciekło ale się lało. Złapaliśmy pierwsze opóźnienie, ale udało się dojechać do granicy francuskiej dzień po wyjeździe…

Niespodzianka nr 2 – z wyjazdu wycofała się załoga drugiego samochodu…

Niespodzianka nr 3 – okazało się, że prom, na który mieliśmy bilet tego dnia akurat nie odpłynie. A to był ostatni prom. I była awantura w kasie przewoźnika, która na szczęście zakończyła się tym, że dostaliśmy zwrot pieniędzy, bilet do Tangeru i przybiłem piątkę z gościem, z którym się wcześniej mocno pokłóciłem (różnice językowe ;-)). Prom miał odpłynąć o 23.00 – wypłynął o 2 w nocy. Odprawę marokańską przeszliśmy w miarę sprawnie bo zajęła nieco ponad godzinę, jeśli nie liczyć tego, że na papierach dotyczących auta, na ostatniej kontrolnej bramce dostrzeżono brak pieczątki naczelnika i musiałem po nią pomaszerować z powrotem…

Niespodzianka nr 4 – padało, wiało, sypało przez całą Europę i przestało dopiero na południe od Fezu. „Gdzie ta Afryka?”

Fez był pierwszym poważnym punktem na mapie naszej wycieczki. Wiedziałem gdzie kupić bębenki, gdzie lampiony a gdzie ceramikę. Zapomniałem tylko, że jest piątek i większość sklepów była zamknięta. Dzięki temu udało się trafić do malutkiego warsztatu gdzie Pan zdobił naczynia ?stalowym drutem.

W strumieniach lejącej się z nieba wody próbowaliśmy znaleźć jakąś jadłodajnię dla miejscowych, żeby uniknąć restauracji dla turystów. Trafiliśmy na szaszłyki, gdzie wyrazy dźwiękonaśladowcze pozwoliły nam złożyć zamówienie. Zjedliśmy szaszłyki z „muuuu” i „kokoko”. Po wyczyszczeniu talerzy do czysta spytałem Piotrka czy nie ma ochoty zjeść jeszcze dwóch sztuk. Zgodził się, złożyłem zamówienie, ale tym razem znajomość odgłosów zwierząt się nie przydała i zamiast po 2 szaszłyki dostaliśmy jeszcze raz podwójną porcję. Zmogliśmy, choć przyznam, że pod koniec już bez chlebka 😉

Kolejny dzień to dojazd do Midelt przez Boumia. Z mapą geologiczną na kolanach zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach rozglądając się za amonitami kredy bądź jury, ale skały okazywały się „nieme”. Z Mideltu ruszyliśmy do Mibladen gdzie w wiosce zamieszkałej przez górników niegdyś pracujących w miejscowej kopalni rozdaliśmy większość paczek dla dzieciaków.

Słońce miało się już ku zachodowi gdy udało się dojechać do kopalń w rejonie Sidi Ayed. Domy bez dachów, pustostany bez okien, owce biegające dookoła i ubrudzone nieziemsko dzieciaki – tu zostawiliśmy resztę ubranek ze zbiórki. Usmarkana buzia wygląda znacznie lepiej gdy się uśmiecha.

Kolejnym etapem podróży były dewońskie kopce mułowe – formacja Kess Kess, które zasłużyły na późniejszy wpis. Dojechaliśmy do nich w środku nocy, rozbiliśmy małe obozowisko, rozpaliliśmy ognisko, upiekliśmy kiełbasę, popiliśmy piwem i poszliśmy spać. Basia zapierała się rękami i nogami, że nie chce nocować z Piotrkiem więc wylądowała na dachu z czego rano wydawała się być bardzo zadowolona. Zadowolenie pewnie byłoby jeszcze większe gdyby pamiętała zabrać na dach swój śpiwór…

Sztandarowym punktem każdego geologicznego wyjazdu powinno być Taouz z okolicami. Po pierwsze,  żeby dojechać do kopalń ma się do pokonania offroadowy odcinek widokowy, po drugie – jedzie się wzdłuż wychodni wapieni ze skamieniałościami liliowców, po trzecie, że sama kopalnia z minerałami, czwarte i piąte to struktury wietrzeniowe i ryty naskalne – ale o nich później…

Czas już chyba wspomnieć o Niespodziance nr 5. Około 50 kilometrów od Alnif, 18 km od najbliższej drogi w naszym autku doszło do zwarcia, rozrusznik się nie zatrzymał po odpaleniu auta – rozległ się szereg odgłosów przypominających wystrzały i rozszedł się niepokojący zapach… Z duszą na ramieniu i nosem przy nawiewie wracaliśmy do Alnif, gdzie na szczęście znaleźliśmy elektryka, który wymienił nam rozrusznik. Oczywiście nie miał na składzie nowego. Przez kilka godzin z bratem szukał części, rozkręcał inne wiekowe (sądząc po ilościach pokrywającego kurzu) rozruszniki, porównywał ich elementy, chodził z nimi do zakładu obok specjalizującego się w spawaniu ozdobnych przęseł ogrodzeniowych… Nie wierzyłem, że to się może udać, ale wieczorem odjechaliśmy spod jego warsztatu.

Dzień później już w Imilchil czekała nas Niespodzianka nr 6. Przy wymianie rozrusznika nie dokręcono przewodów od instalacji chłodzącej silnik. Zbiornik z płynem chłodniczym okazał się być pusty, a sam płyn znikał w tak tajemniczy sposób, że nie było widać wycieku. Sytuacja ta wpływała negatywnie na morale zespołu, ale samochód dojechał do Polski na koktailu z płynów: niebieskiego marokańskiego, różowego hiszpańskiego i żółtego francuskiego. Do dziś Defender czeka na nowy rozrusznik i uszczelniacz, żeby już wkrótce znów ruszyć w teren.

W czasie wyjazdu udało nam się zobaczyć kilka fajnych miejsc, ale uznałem że zasługują na osobne wpisy.

Zaszufladkowano do kategorii Maroko, podróże z geologią | Otagowano , , , , , , | Dodaj komentarz

Domek na kółkach

Kilkanaście lat temu zaczęliśmy podróżować różnymi samochodami. Przez długie lata „tnąc koszty” wyglądało to tak, że jechało się do oporu, zjeżdżało na parking, opierało głowę o kierownicę i spało kilka godzin. Parę złotych się oszczędziło ale człowiek czuł się nad ranem mało świeży nie wiedzieć czemu.

Nie powiem, żeby nadal się to nie zdarzało ale z wiekiem zacząłem jednak odczuwać potrzebę wyprostowania nóg w czasie snu. Gdy zaczęliśmy jeździć Defenderem jednym z pierwszych zakupów był bagażnik dachowy. Mimo, że leżało na nim zapasowe koło i 3 kanistry z paliwem można było się na nim zmieścić w 2 osoby.

Spanie na dachu oczywiście ma swoje minusy. Szczególnie wtedy gdy pada. Średnio można  się też wyspać nad morzem gdzie wilgotność powietrza bywa duża i w zagłębieniach śpiwora gromadzi się woda. Można się oczywiście wślizgnąć pod samochód, ale komfort znacznie się nie poprawia.

Znam twardzieli co śpią w poprzek samochodu, ale wtedy panuje w nim przeciąg bo drzwi się nie domykają.

Nadszedł wreszcie czas na lekką przebudowę Defa. Nie bez znaczenia był tu fakt, że prowadził burzliwe życie, dużo przeszedł i dostał nowe życie. Ubyło mu szyb, zmienił się kolor no i właściciel 😉

Na forach internetowych znajdziecie super przeróbki Land Roverów – głównie Discovery i należy się pokłonić niektórym, bo tamte samochody są znacznie mniejsze niż nasz Defender i zamontowanie w nich łóżka jest dużo większym wyzwaniem. Bardzo fajne realizacje można znaleźć na stronie landklinika.pl w dziale „implantologia”. Ja oczywiście sam niewiele bym zrobił. Dziękuję tato 😉

Poniżej trochę zdjęć z postępu prac – gdyby ktoś miał jakieś pytania to służę. Generalnie pomysł był prosty: wykorzystać już istniejącą kratę oddzielającą część załadunkową. Półkę umieścić tak, żeby mieściły się pod nią skrzynie transportowe. Wnęki po oknach, które wyleciały wykorzystać pod schowek na koce i śpiwory, znajdując zastosowanie dla kratek pierwotnie antywłamaniowych.

No i na koniec WIELKI FINAŁ. Zaprosiłem znanego testera. Posiedział 5 minut – pytam się „no i jak Szymon?”. Zimno mi w stópki – odpowiada.

 

Zaszufladkowano do kategorii offroad | Otagowano , , , | Dodaj komentarz