Ten wpis jest dla Jacka z RAYO. Zastanawia się czy warto jechać w rejon Imilchil.
Jacku bierz aparat, kalesony i w drogę 😉
Ten wpis jest dla Jacka z RAYO. Zastanawia się czy warto jechać w rejon Imilchil.
Jacku bierz aparat, kalesony i w drogę 😉
I zleciał kolejny rok. 2 urodziny bloga 😉
Przejrzałem zdjęcia z mijającego roku i wybrałem kilkanaście – sporo się działo.
Na początku roku fotografowałem jaskinie na Ponidziu. Korzystając z ostrej zimy poruszaliśmy się wzdłuż zamarzniętych potoków. Z jednego wyjazdu pamiętam jak fiknąłem na lodzie po wyjściu z samochodu a wszystko działo się tak szybko, że towarzyszący mi koledzy byli zaskoczeni moim nagłym, tajemniczym „zniknięciem”. Z drugiego wyjazdu pamiętam jak spuściłem się po zboczu ze sprzętem, rozstawiłem go w jaskini i czekałem, aż rozciągniętym kablem popłynie prąd. Po 30 minutach zdecydowałem się wyjść na powierzchnię gdzie spocony Andrzej z Michałem walczyli z agregatem szarpiąc za linkę od rozruchu. Poszło sprawniej po wciśnięciu przycisku „ON”.
Zimą udało się polecieć do Maroka. A potem jeszcze raz. Maroko wciąga i za każdym razem zaskakuje czymś nowym. Wreszcie się zmobilizowałem i chodzę na lekcje francuskiego. I planuję wyjazd na marzec.
A zaraz po Maroku zabraliśmy się za film o Miedziance i tradycjach górniczych regionu. Dostałem też zgodę na fotografowanie nietoperzy.
Zaraz po zdjęciach i kręceniu filmu kolejna „robótka” po kolana w wodzie – rajd Bałtowskie Bezdroża.
Jakoś mile wspominam także tegoroczną edycję Pikniku w Bałtowie. Koncert tradycyjnie w deszczu, ale Żółwiowi to nie przeszkadzało.
Powoli kończę swoją współpracę z JuraParkiem – ostatni zjazd rurą na placu zabaw w Krasiejowie…
Był czas wyjechać z domu i pojeździć w teren z rodziną i kolegami.
Ten rok był wyjątkowy – pełen wyzwań i zmian. Córka gryząc palce poszła do szkoły. Syn założył krawat na święta i jako jedyny z „bandy chłopaków” może się bawić z dziewczynami w przedszkolu. Jedno i drugie jeździ chętnie z tatą w teren a Szymon ma już w magazynie swoją szufladę z kamieniami.
Jaki będzie kolejny? Mam nadzieję, że mniej marokański 😉 Chciałbym na Islandię ale żona obstaje za remontem mieszkania. Życzyłbym sobie dużo rycia w ziemi i terenowej jazdy. Oby zdrowie było a wszystko się poukłada, czego życzę wszystkim czytającym.
Nie pamięta się zwykle snów. Miałem jednak taki, w którym chodziłem po skamieniałościach. Nie wiedziałem wtedy, że chodziło o kopalnię kredy w Mielniku 😉
Przygotowany na warunki zimowe pojechałem na „zimówkach”. Na szczęście na ulicy Białej jechała przede mną wywrotka, która wykonywała na drodze różne ewolucje, więc zwolniliśmy. Jechaliśmy jak ona, kierownica w lewo, żeby jechać prosto.
Pierwsze belemnity znalezione zaraz po włożeniu gumiaków. Na szczęście w nocy był delikatny przymrozek…
Po padających deszczach na powierzchniach leżały wypłukane rostra belemnitów.
Belemnitów była cała masa. Upychaliśmy je po kieszeniach.
Niestety skorupy jeżowców na wyższym poziomie rozpadały się w czasie wydobycia. W miarę kompletny okaz pochodzi z niższego poziomu, gdzie w ścianie widać charakterystyczny poziom z krzemieniami.
Czasami gdy się cały dzień spędzi nad wodą z wędką w ręce to wieczorem przymykając oczy widzi się spławik. Po dobrym grzybobraniu widzi się grzyby przed zaśnięciem. Wyjeżdżając z Mielnika myśleliśmy o belemnitach. Widzieliśmy ich w środę setki.
Całkiem niedawno byliśmy w Radlinie. W ostatni weekend znów postanowiliśmy odświeżyć płuca i uzupełnić brakujące pierwiastki w organizmach. Pogoda dopisała a hałdy bardzo ładnie dymiły. Na zdjęciach wyziewy siarkowe. Co ciekawe o rzut kamieniem od hałdy znajduje się osiedle domków.
Zdarza się co niektórym podśpiewywać w terenie. W najbliższym otoczeniu nie będę nikogo wskazywał palcem (Jarku – pozdrawiam). Z Witkiem wybraliśmy się na jeżowce kredowe w rejon podkrakowski. Kiedyś przy ich poszukiwaniach przyszła mi do głowy melodia znanej kolędy i jakoś już tak w czaszce zostało – „Jeżu Malusieńki” śpiewane na różne głosy (żeby nie było zbyt obrazoburczo to dodam, że ograniczam się tylko do tych dwóch słów).
Kamieniołom w Rzeżuśni jest chyba obecnie największym odsłonięciem margli kredowych w obszarze krakowsko-miechowskim. Kiedyś to była bajka, ale eksploatacja została wstrzymana przed laty, ściany się osypują – generalnie trudno się do nich zbliżyć bez obawy czy coś nie spadnie na głowę. Mi spadło. Witka ominęło.
Żeby zdjąć amonita trzeba było usunąć wiszące nad głową zagrożenie.
A szczęśliwy znalazca amonita wygląda tak:
Starzy górale wspominają jak pracowała na miejscu koparka i skamieniałości się sypały ze ściany. Teraz trzeba włożyć w poszukiwania więcej pracy. A po całym dniu… kiełbaska! 😉