W tym roku jakoś tak się ułożyło, że zamówienia na modele spłynęły z Anglii. Do tego podpowiedziano nam, że we wrześniu w Torquay odbędzie się konferencja geoparków z całego świata, której patronuje UNESCO. Jako jedni z pierwszych zarezerwowaliśmy sobie miejsce i przez kolejne tygodnie obserwowaliśmy na stronie jak przybywa innych wystawców i jakie to „marki”. Do ostatniej chwili (tradycyjnie) szykowaliśmy modele, po czym zapakowaliśmy przyczepę i Defendera do pełna i pojechaliśmy.
Anglia jest super. Nie dziwię się, że tyle osób chce się tam dostać. Wystraszyłem się filmów o sytuacji w Calais i zdecydowałem o popłynięciu promem z Dunkierki. Celników bardzo interesowało to co wieziemy. Ponad metrowej długości pokręcone amonity wykonane dla British Antarctic Survey i Wolfganga Grulke wyglądały na tyle dobrze, że wezwano „specjalistę”, który potwierdził, że to modele a nie spektakularne skamieniałości. Dla nas to było niezależna opinia, że swoją pracę wykonaliśmy dobrze 🙂
W szaleństwie przygotowań do wyjazdu nawet nie było czasu popatrzeć dokładnie na mapę – gdzież to mamy dowieźć te modele? Adres wbity w nawigację i jedziemy. Jedziemy, jedziemy – rozglądamy się na boki, chłoniemy angielskie krajobrazy. Defender wesoło macha do swoich angielskich kolegów…
Jedno z moich pierwszych spostrzeżeń dotyczy drzew rosnących przy drodze – u nas w kraju po każdym śmiertelnym wypadku, gdy auto zawija się wokół pnia pojawiają się głosy, że należałoby usunąć te drzewa. A w Anglii jedzie się dużo wzdłuż całych ich szpalerów. Miejscami drzewa wraz z żywopłotem stanowią istny tunel. Nie ma pobocza, chodników – jest ściana zieleni. Żeby „iść” do sąsiada w gości, trzeba raczej „jechać”, bo na tych wąskich drogach dodatek pieszego powodowałby zator.
Droga, pole, pagórki i nagle znak „Stonehenge – drive carefully”. Nie mogliśmy przejechać obojętnie obok takiego „miejsca mocy” 🙂
Zaprosił nas Wolfgang Grulke, poznałem go dzięki mocy portalu społecznościowego gdy gromadził materiały do książki o heteromorfach. Od pewnego czasu mocno nam kibicuje i wspiera. Dzięki dwuletnim staraniom udało mu się wypożyczyć fragmenty skamieniałej muszli Diplomocerasa znalezionego na Alasce. Wykonaliśmy kopie skamieniałości, połączyliśmy je, Ewa zrekonstruowała ponad połowę muszli… Obiór modeli przebiegał w fantastycznej atmosferze i scenografii. Kolekcja Wolfganga robi olbrzymie wrażenie, jest tam masa rzadkości i spektakularnych okazów. Odwiedzają go liczni pasjonaci i kolekcjonerzy, a on z niesłabnącym entuzjazmem o wszystkim opowiada. Właśnie wyszła jego kolejna książka poświecona łodzikom – organizmom znanym ze skamieniałości już sprzed kilkuset milionów lat!
Kiedy dostaliśmy listę delegatów konferencji to od razu rzuciło się w oczy, że połowa z nich pochodzi z Azji. Nasze stoisko sąsiadowało z koreańskim. W chwilę po tym gdy się zorganizowaliśmy, podeszła do nas Karen i zaproponowała, żebyśmy zostali ich konferencyjnymi partnerami, i za chwilę nasz dinozaur powędrował na stoisko geoparku, na terenie którego znaleziono tropy tych zwierząt. W rewanżu Koreańczycy obdarowywali nas co jakiś czas drobnymi prezentami i szerokimi uśmiechami.
Całą drogę zastanawialiśmy się czy udział w takiej imprezie to trafiony pomysł. A w chwilę po rozłożeniu stoiska przyszedł do nas pan z muzeum historii naturalnej w Ha Noi i rozwiał nasze wątpliwości rozmową, która nastroiła nas optymistycznie na kolejne dni (? tygodnie).
Nasze stanowisko wyróżniało się spośród innych, delegaci fotografowali się na jego tle, kamery telewizyjne kręciły obok materiał – fajnie było być w centrum uwagi i usłyszeć „widziałem was wczoraj w BBC”.