Tuk Tuk Cinema

Wpadło mi w tym roku w ręce kilka książek podróżniczych. Nie pamiętam już ich tytułów, bo nie mam do tego głowy, ale Tuk Tuk wycyganiony po fejsbukowej znajomości zostanie w niej na dłużej. Czekałem na listonosza i oczyma wyobraźni widziałem:

– Puk, puk.

– Kto tam?

– Tuk Tuk.

Bardzo ważne jest w podróżach, żeby usiąść na krawężniku. Z tego poziomu dostrzegamy rzeczy, których turysta „odfajkowywacz” nie zauważy. Widzimy wtedy zamiatacza ulic, bezzębnego staruszka, miejscowego wariata, panią smażącą naleśniki, kurzą łapkę, stertę kurzu z płatkami kwiatów, karalucha, który idzie krawężnikiem i rozpycha się łokciami… Więc czytam Tuk Tuk i siedzę z Robbem na krawężniku. W takim kraju dzikie tłumy turystów przelewają się ulicami i ci są niezauważani przez mieszkańców. Kiedy przysiądziesz na chwilę ze szklanką herbaty w dłoni stajesz się bardziej dostępny i łatwiej o nawiązanie kontaktu i pierwszej znajomości. Gdy siądziesz drugi raz w tym samym miejscu to już stajesz się stałym klientem, witanym z uśmiechem. A taki klient to już prawie dobry znajomy. A każda nowa znajomość pozwala Ci lepiej poznać kraj.

Maciąg odsłania mniej poznane Indie. Problemy i radości ludzi  podziały kastowe i religijne. Pozwala to lepiej zrozumieć ten fantastyczny kraj, choć ja nadal nie wiem co z bykami. Tylko te krowy i krowy. Mniej i bardziej święte, które mija się „tysiącami”. A gdzie byki?

Kiedy jedziesz do kraju innego kulturowo myślisz sobie „ale będzie inaczej, to zderzenie kultur, światopoglądów, coś nowego i świeżego, super, super, super…”. I tak jest. Do momentu, aż zwalą Ci się na głowę te różnice światopoglądowe, gdy masz już dość tych wszystkich miejscowych, ich mądrości, tumiwisizmu. Jedziesz wtedy przez kraj i przeklinasz w głos – i to też jest w książce Maciąga. Podoba mi się to. Książka to nie laurka. Masz czasami dość tubylców, złorzeczysz im, przeklinasz, ale gdy emocje opadną znowu ich kochasz i głupio Ci, że się na nich wkurzałeś.

Wiecie co to jest ten tytułowy Tuk Tuk? To taka moto ryksza, którą autor chciał podróżować wzdłuż Gangesu pokazując (jak się potem okazało nie tylko dzieciom) polskie kreskówki. Z założenia została tylko nazwa kina, bo Robb finalnie zdecydował się na skuter. Ale ten również dostarczył mu wielu niezapomnianych wrażeń.

W prawdziwej podróży każdy ma swój skuter. Mój ma 4 koła i ładowność tony, ale w zasadzie niewiele różnic między nim, a skuterem Robba. Trzeba przeć do przodu, udawać że nie słyszy się niepokojących dźwięków, ewentualnie podkręcić radio. Byle koła się kręciły. A jak przestaną, to i tak myślmy o tym, że to kolejna okazja do przeżycia przygody.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *