Zaproszono nas do NaturBornholm. Zapakowaliśmy modele i pojechaliśmy nie wiedząc czego się spodziewać po samym muzeum i malutkiej wyspie. W czasie przygotowań okazało się, że nie ma żadnego połączenia promowego z Polski i trzeba jechać do niemieckiego Sassnitz. Wypłynęliśmy w deszczu i mgle, ale po trzech godzinach podróży zobaczyliśmy błękitne niebo nad Bornholmem. Już na promie zauważyliśmy, że spora część turystów to Polacy. Z myślą o nich na pokładzie czekały przewodniki również w naszym języku. W niektórych miejscach na wyspie można było płacić w naszej walucie a i niektóre opisy produktów w sklepach były po polsku. Np w winiarni można było się zorientować, które wino jest z truskawką, a które z agrestem… Piszę o tej winiarni bo prowadzi ją człowiek, którego historię opowiedziała nam pani Hanna. Podobno wszyscy dookoła stukali się w głowę, gdy postanowił zasadzić pierwsze winorośla, a dziś pod jego lokal podjeżdżają autobusy z turystami. Na półkach stoją butelki nie tylko wina, ale i innych alkoholi – np. whisky.
Bardzo nam się podobało, że w takiej małej społeczności co trochę widać dom jakiegoś producenta lub artysty. I nie ma tam żadnej przytłaczającej reklamy, żadnego bilboardu, neonu, plakatu. Jedziesz drogą i widzisz po małej tabliczce, że tu możesz kupić ziemniaki, tu porcelanową figurkę a gdzie indziej, że mijasz warsztat garncarza. Piękne krajobrazy nie zniszczone wizerunkiem reklamy…
Muzeum NaturBornholm znajduje się w Aakirkeby. Pośrodku łąki, po której biegają szczęśliwe krowy wznosi się prosta bryła budynku obłożonego dookoła kamieniem. Kilkaset metrów od niego znajduje się strefa TT. Słyszał o niej każdy geolog a dotknąć jej może tylko na Bornhomie, mimo że biegnie przez całą Europę. Strefa Teisseyre’a-Tornquista to sieć uskoków geologicznych oddzielająca struktury geologiczne Europy Zachodniej od tzw. platformy wschodnioeuropejskiej. Uskok ten odsłania się w okolicy Aakirkeby i dlatego tam właśnie usytuowano budynek muzeum.
To co nam się najbardziej podobało w muzeum to chyba prostota i funkcjonalność ekspozycji. Biegaliśmy z miejsca na miejsce robiąc zdjęcia, podglądając rozwiązania, dotykając aranżacji. Niektóre elementy scenografii są tak realistycznie wykonane, że skrobaliśmy je pazurami, żeby upewnić się czy nie są np prawdziwą skałą.
Największe wrażenie zrobiły na nas modele duńskiej firmy 10tons. Można było je zobaczyć w części poświęconej bornholmskim dinozaurom jak i na wystawie czasowej.
Z muzeum można wyjść z przewodnikiem na wycieczkę terenową. Oprócz gnejsów zeszlifowanych przez lądolód w strefie TT obejrzeliśmy kamieniołom piaskowca kambryjskiego w Stroby. Poza śladami falowania morza sprzed ponad 540 milionów lat zachowały się tam m.in. odciski świadczące o obecności meduz.
Pobyt na wyspie był krótki ale intensywny. Pani Hanna zabrała nas do Allinge, gdzie obejrzeliśmy ryty naskalne a potem do miejscowej wędzarni ryb, gdzie rozepchało nam brzuchy 🙂
Ryby na Bornhomie to zupełnie inna kuchnia niż w Polsce. Wędzone – słone i słodkie, zapiekane na różne sposoby, śledzie zimne na kilkanaście sposobów, kotlety wielkości tenisowej piłki z łososia lub dorsza, sałatka ziemniaczana lub z kalafiorem, zupa rybna lub krabowa… Kulinarne niebo. Do okna dobijała się wielka mewa, fale rozbijały się o pobliską kamienistą plażę, gruby kot pilnował drzwi…
Dziękujemy Pani Haniu za gościnę 🙂