22? listopada 2009

Kiedy wypożyczaliśmy auto w San Paulo usłyszeliśmy, że nie możemy nim wyjechać z Brazylii. W Foz de Iguasu od właścicielki hotelu usłyszeliśmy to samo. Kiedy podjechaliśmy do granicy argentyńskiej gość z taxi potwierdził tą informację. No to my przejechaliśmy naszym autem granicę i pojechaliśmy do argentyńskiej części parku Iguasu 😉 Jutro spróbujemy powtórzyć tą sztuczkę ale z Paragwajem.
Jak dobrze pójdzie, to gdy mnie ktoś spyta gdzie byłem w tym roku to powiem, że 3 razy w Brazylii, 2 razy w Argentynie i raz w Paragwaju. Chodzi nam po głowie jeszcze jeden z parków w Chile, ale to dopiero za dwa tygodnie 😉
Jako, że bolą mnie plecy wypakowałem z plecaka rano wszystkie zbędne rzeczy. Znalazły się w nim między innymi kamienne narzędzia z Maroka. Zostawiłem pokrowiec na plecak, kurtkę, zapasowe taśmy do kamery, zbędne przegródki – wszystko co się dało. I co? Oczywiście lało jak z cebra. Istne oberwanie chmury. Wszystko dokumentnie przemoczone a dłonie to takie pomarszczone jakby wyszło się z długiej kąpieli.

Ale zaczęło się niewinnie. Wsiedliśmy w kolejkę wąskotorową już na terenie parku i pojechaliśmy 1 przystanek do górnej części wodospadów. Porobiliśmy zdjęć, nakręciliśmy film, a w międzyczasie kolor nieba zmienił się z szarego na granatowy. Liście zaczęły fruwać nad głowami. Mniejsze gałęzie… A potem lunęło. Nie wypadało wrócić do auta, więc wsiedliśmy do kolejki i pojechaliśmy do miejsca nazywanego Gardłem Diabła. Z peronu kolejki, stalowym mostkiem szliśmy 2 metry nad poziomem rzeki około kilometra. Wiatr wiał, deszcz zacinał, oczy szczypały (od spłukanego z czoła potu) a my szliśmy do „gardła”. Doszliśmy, deszcz ustał, można było wyjąć kamerę i aparaty. Gardło Diabła to miejsce gdzie w rozpadlinę skalną z trzech stron wlewa się woda. Z dużej wysokości. Kłęby kropelek i pary wodnej unoszą się z dna kanionu tak, że nie widać jego dna. Gdzieś w tej mgle i huku spadającej wody widać było jaskółki, uznawane tutaj za rarytas przyrodniczy. Skończyliśmy zdjęcia i co? Lunęło! Jeszcze lepiej niż poprzednio. Ze śpiewem na ustach poszliśmy przez deszcz do pociągu. Siadłem sobie (otwarte wagony bez okien i drzwi) na końcu wagonu. I co? Gdy pociąg ruszył cała woda z dachu spłynęła rynną na koniec wagonu. Ujście rynny znajdowało się gdzie? Nad moim miejscem oczywiście (oczywista oczywistość). Obok siedziała para Francuzów i dwie dziewczyny z Holandii a wszyscy się śmiali po polsku 😉 Pociąg jechał, woda spłynęła, ja wywaliłem nogę „za drzwi” i wylałem wodę z sandałka. I tak trzy razy bo tyle razy się zatrzymywaliśmy 😉
Nie mogłem się doczekać powrotu do bram parku, bo przy wejściu widziałem Indian Guarani i chciałem od nich kupić parę rzeczy. No i udało się, ja zostawiłem zielone papierki a zabrałem plecione torebki, opaski i naszyjniki z nasion. Fajna rzecz – kupować od Indianki z tatuażem na czole i dzieckiem wiszącym u piersi.
To był super dzień…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Brazylia - pamiętnik i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na 22? listopada 2009

  1. gość pisze:

    zapraszamy do nas na poloniawbrazylii.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *