19 listopada 2009

W zasadzie to już 20ty. Jesteśmy w Santa Rosa. Gerard walczy z „samoapdejtującym” się komputerem. Za każdym razem kiedy go włącza, uruchamiają mu się aktualizacje. Amerykański sprzęt. Ho ho.
Nad głowami kręci się wiatrak, a pokój jest tak duży, że ciężko było rozsunąć 3 łóżka i chłopcy się delikatnie pokłócili o przestrzeń życiową.
Dzisiaj wreszcie coś się zaczyna dziać. Oberwanie chmury, czerwone błoto dookoła drogi i na drodze, słońce zza chmur, faceci pijący mate na stacji paliw. Czyżby kończyła się wycieczka a zaczynała przygoda? Mam nadzieję. Jak na razie z przygód to tylko biegunka i odgłosy z nią związane. Wychodzę z toalety na stacji i widzę ten pełen uznania wzrok kierowców trucków korzystających z toalety. Pewnie myślą sobie – ten to potrafi uderzyć 😉 ha ha
Byliśmy w sklepie z agatami. Obłęd. Z przodu fasada nie wskazywała na to, że będzie to supermarket z kamieniami. Agaty różnych wielkości, jakości, kolorów na kilogramy. Nakupiliśmy prezentów. Najładniejszy prezent kupiłem dla siebie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Brazylia - pamiętnik i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *