Pięknie świeci słońce. Tak właśnie – pięknie świeci i jeszcze minie nim zajdzie, a w domu pewnie ciemno od kilku godzin. Dziś odwiedziliśmy Park Narodowy Ibama.
Przewodnik po parku na początek pokazał nam żabkę Melanophryniscus cambaraensis. Gdyby jej nie podniósł do góry pleckami to nic szczególnego – zielona żabka, jeśli chodzi zaś o jej brzuch to krzyczał on jaskrawą czerwienią. Chwilę później w błocie pokazał nam ślady pumy – największego drapieżnika tych okolic – podobno porywają owce ze stad.
Wędrowaliśmy przez las atlantycki* wśród olbrzymich araukarii, paproci i zwiasających zewsząd epifitów. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że pająki, duże pająki, będzie tak łatwo znaleźć. Na szczęście pomykały sobie w trawie a nie skakały po głowach 😉 W jednym miejscu i Robert i Gerard i ja wybraliśmy sobie po jednym ptaszniku do fotografowania.
Problem ze zrobieniem ładnej panoramy jest taki, że nie ma gdzie się cofnąć, żeby objąć szerszy kadr. W samym lesie jest tak gęsto, że właściwie fotografuje się ścianę zieleni. Jeśli idzie się ścieżką, to jeszcze jest w miarę komfortowo – jeśli się z niej zejdzie to na głowę kapie woda z poruszanych gałęzi.
Przewodnik wyprowadził nas na specjalną platformę widokową. Zobaczyliśmy ścianę kanionu z kilkudziesięciometrowym wodospadem pośród drzew. Górną partię lasu po horyzont tworzyły właśnie araukarie.
Byliśmy w salce lekcyjnej przy zabudowaniach parkowej straży. Szyszki araukarii tam zgromadzone osiągały rozmiar piłki do siatki i ważyły kilka kilo. Niestety dojrzewają one w lipcu i sierpniu, więc nie przywieziemy takiego eksponatu do domu.
Właściciel hotelu, w kótrym mieszkamy, opowiadał nam wczoraj, że kiedy przeniósł się tu z miasta i nie znał odgłosów lasu, to te szyszki nieraz napędziły mu stracha. Podobno w lipcu jest tu bardzo gorąco w ciągu dnia, ale zaraz po zachodzie słońca robi się gwałtownie zimno. Wtedy takie szyszki doznają szoku termicznego i się rozpadają sypiąc nasionami na lewo i prawo. Każde takie nasionko ma kilka centymetrów wielkości, swoje waży, więc słychać co jakiś czas „deszcz” takich nasion.
Nie zabrałem ze sobą butów terenowych, więc pomykam po lesie deszczowym w sandałkach. Miejscowi po miasteczku chodzą w butach po kolana z obawy przed wężami, więc zastanawiam się nad kupnem gumiaków. (Pozastanawiam się jeszcze z dwa dni i już wtedy nie będą potrzebne). Byliśmy w sklepie dla kowboyów. Muszę przyznać, że kusiły mnie skórzane pejcze, nie wiem czy jeszcze tam nie wrócę. Miałem w ręce fajną maczetę, ale w końcu nie kupiłem bo była diabelnie ostra i bałbym się, żeby nie wpadła w ręce dzieci. Kupiłem sobie kulki powiązane rzemieniami do łapania bydła. Może poćwiczymy na hali po moim powrocie, tylko kto będzie młodym cielaczkiem? 😉
*Las atlantycki to jeden z ekosystemów o najwyższej liczbie endemitów, czyli gatunków niespotykanych nigdzie indziej. Charakter endemiczny ma ponad połowa drzew. 72 gatunki ptaków z 620 są unikalne w skali światowej. Podobnie jak 60 z 2 tys. gadów, 253 z 280 płazów i 160 z 261 ssaków.