Dziś mija rok od momentu powstania bloga.Wszystkiego najlepszego blogu.
Niech twoje kamyki rosną w siłę, a twój słoń kompie się w mleku 😉
Przez ten rok na blogu pojawiło się 161 wpisów co daje średnio 3 posty na tydzień.
//pog
Dziś mija rok od momentu powstania bloga.Wszystkiego najlepszego blogu.
Niech twoje kamyki rosną w siłę, a twój słoń kompie się w mleku 😉
Przez ten rok na blogu pojawiło się 161 wpisów co daje średnio 3 posty na tydzień.
//pog
kartka z pamiętnika – 9.XI.2011
Drogi Pamiętniku…
To nie był dobry dzień. Już rano się okazało, że drogę do Erfoud i powrotną muszę odbyć sam. Paweł się rozchorował i nie był w stanie wsiąść do samochodu. Ruszyłem.
Na drodze wyjątkowo pusto po świątecznych wieczornych szaleństwach. Samotnie. W górę i w dół i przez zakręty. Do wieczora prawie 500 kilometrów. Jak wracałem zabrałem dziadka „na stopa”, żeby „pogadać”. Skończyło się na wymianie uprzejmości przy w- i wysiadaniu. Dziadeczek siedział sztywno tylko raz obejrzawszy się przez ramię. Nawet nie oparł się o oparcie fotela, bujał się na boki na zakrętach bo nie zapiął pasów.
Choroba nas łamała. Brzuchy bolały – mdłości. Generalnie niewesoło, ale nie ma się co dziwić – huśtawki temperatury, ciśnienia, brak jedzenia. Tzn. jedzenia z okazji święta pełno dookoła, ale mnie jakoś te jelita pozaplatane w warkocze nie pociągają. Nie przepadam za baraniną, a jak już dostałem szaszłyki to wróciłem z nimi nad ogień, bo były dość krwiste i ze sterczącymi włosami. Dziwne, że wcześniej nie zniknęły w ognisku grillowania.
Drogi Pamiętniku…
Plan na dziś to było wyspać się a jutro najeść. Taki był plan…
godzina 00.24
Ból brzucha zmusza do szybkiego biegu w kierunku toalety. Jak to mówi kolega Jarek: „hydrant z d…”.
godzina 04.00
Zaczynam brać antybiotyk… Paweł też praktycznie nie śpi, leży z gorączką. Przygoda…
Mam ze sobą książkę Cejrowskiego. „Podróżnik WC” bardzo pasuje tytułem do sytuacji i miejsca w jakiej się znalazłem.
Kilka zdjęć z trasy Imilchil – Goulmima.
Wyjeżdżasz rano w kalesonach, żeby po kilku godzinach pocić się w słońcu. Taki kraj 😉
Idą święta Bożego Narodzenia. W świecie islamskim, podobny wydźwięk ma Święto Ofiar, zwane też Świętem Barana. Zwyczajowo trwa 4 dni, ale Marokańczycy lubią je rozciągnąć na okres przed- i poświąteczny (bo lubią poleżeć i pojeść). Związane jest z ofiarą Abrahama, który chciał złożyć Bogu w ofierze swojego syna, ten jednak widząc jego oddanie pozwolił mu zastąpić dziecko baranem. Od tego czasu rok w rok ulice muzułmańskich wiosek i miast spływają krwią zwierząt. Każdy ojciec rodziny musi złożyć ofiarę, więc na targach poprzedzających dni świąteczne roi się od kupujących i trzody.
Osoby bardziej religijne spędzają te dni na modlitwie a mniej -większość czasu przy stole, na których oczywiście dominującym składnikiem potraw jest baranina w różnych postaciach.
Świętowaliśmy u Bena w Micissi, a potem załapałem się jeszcze u Mohameda w Mibladen… Nie odważyłem się na 2 z 3 potraw serwowanych z grilla. Jedną z nich były „kiełbaski” owinięte dookoła jelitami. Po przyrządzeniu Ben kroił je na mniejsze kawałki. Widziałem jak jeden z chlopaków odwija w ukryciu jelito. Myślałem, że odłoży je na bok. A on od niego zaczął. Wciągnął jak się wciąga makaron spagetti! To było złe. Bardzo złe…
A w Mibladen było jeszcze gorzej. Poniższe zdjęcia tylko dla smakoszy 😉
Miejsce akcji – Maroko, Erfoud
Siedzę w samochodzie, czekam na Pawła który wyskoczył po chleb do sklepu. Podchodzi jakiś pan, opuszczam szybę i zaczyna się dialog…
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Przyjechał pan z Hiszpanii?
-Ee-przecząco kręcę głową.
-Z Francji?
-Ee.
Z Niemiec??
-Ee.
-To może z POlski?
-Si! 😉
-Lubi pan piwo?
-Lubię.
-Chciałby się pan napić?
-Chciałbym.
-To ile butelek chce pan kupić?
-Nie chcę.
-Rozmawiajmy poważnie, mówi pan, że pan chce, a teraz pan nie chce…
-Nie dogadaliśmy się, nie chcę kupować.
-Aha. To w takim razie należy się dla mnie jakiś prezent z pańskiego kraju.
-Za co??
-Za SERWIS.
kilka zdjęć z drogi – wioska Timarirhine
błękity i szarości