Idą święta Bożego Narodzenia. W świecie islamskim, podobny wydźwięk ma Święto Ofiar, zwane też Świętem Barana. Zwyczajowo trwa 4 dni, ale Marokańczycy lubią je rozciągnąć na okres przed- i poświąteczny (bo lubią poleżeć i pojeść). Związane jest z ofiarą Abrahama, który chciał złożyć Bogu w ofierze swojego syna, ten jednak widząc jego oddanie pozwolił mu zastąpić dziecko baranem. Od tego czasu rok w rok ulice muzułmańskich wiosek i miast spływają krwią zwierząt. Każdy ojciec rodziny musi złożyć ofiarę, więc na targach poprzedzających dni świąteczne roi się od kupujących i trzody.
Osoby bardziej religijne spędzają te dni na modlitwie a mniej -większość czasu przy stole, na których oczywiście dominującym składnikiem potraw jest baranina w różnych postaciach.
Świętowaliśmy u Bena w Micissi, a potem załapałem się jeszcze u Mohameda w Mibladen… Nie odważyłem się na 2 z 3 potraw serwowanych z grilla. Jedną z nich były „kiełbaski” owinięte dookoła jelitami. Po przyrządzeniu Ben kroił je na mniejsze kawałki. Widziałem jak jeden z chlopaków odwija w ukryciu jelito. Myślałem, że odłoży je na bok. A on od niego zaczął. Wciągnął jak się wciąga makaron spagetti! To było złe. Bardzo złe…
A w Mibladen było jeszcze gorzej. Poniższe zdjęcia tylko dla smakoszy 😉