11 stycznia 2008 r.
Wypatrzyliśmy w przewodniku ładne zdjęcie jaskini. Szybka decyzja i jedziemy w jej kierunku.
Na początek dnia wizyta w cukierni w Bejrucie. Sterty ciastek, pączków, witryny pełne kolorowych torcików. Obsłudze bardzo się podobało, że biegam z aparatem i fotografuję te wspaniałości. Zaraz też naszykowali nam stoliczek i krzesła. Miłym zaskoczeniem jest, że słodycze smakują tak dobrze jak wyglądają. Chowam jedno ciastko w kieszeń…
Po śniadaniu ruszamy w kierunku jaskini Jeita. W Libanie trudno o dobre oznaczenia dróg, ale o dziwo do samej jaskini wiedzie dobrze oznaczony szlak
Kupujemy bilety, przewodnik kieruje nas do kolejki gondolowej. Króciutka podróż nad doliną rzeczną i stajemy przy górnym systemie jaskiń. Niestety przy wejściu zabierają nam do depozytu aparaty fotograficzne i telefony. Potem spacer betonowym, wilgotnym ciepłym korytarzem i … szok.
Naszym oczom ukazuje się olbrzymia jaskinia. Ścieżka prowadzi przez wielkie podziemne sale i korytarze. Piękna gra kolorowych świateł na tysiącach rozmaitych form naciekowych – miejsce które bez przesady byłoby perłą turystyczną w każdym miejscu na świecie. Niestety ze względu na to, że w głębszych partiach jaskini brakuje tlenu trasa turystyczna obejmuje tylko kilkaset metrów, ale i to wystarcza. Spacerujemy szepcząc do siebie jak w kościele.
Oprócz górnego systemu jaskini do zwiedzania udostępniono także zalany dolny. Już od wejścia słychać szum płynącej wody. Wsiadamy na pokład małej tratwy i ruszamy na zwiedzanie płynąc podziemną rzeką.
Tego dnia jedziemy jeszcze odwiedzić szwagra Alego mieszkającego w miejscowości Sajda obok obozu dla uchodźców palestyńskich. Posterunki wojskowe co kilkadziesiąt metrów, bunkry na każdym skrzyżowaniu, worki z piaskiem, zasieki z drutu kolczastego, ulica osłonięta płytami betonowymi, chaos architektoniczny. Wreszcie mamy zdjęcie z rozbitym transporterem opancerzonym…
Jak to podróże z Jarkiem moc doznań kulinarnych, hehe
ale jak tu przy takim asortymencie nie ulec pokusie
że niby jak Ty jeździsz to głodny chodzisz? 😉
wręcz przeciwnie a po powrocie 5 kg wiecej , hehe
tak w ogóle to jestem głodna a jest 23:50, specjalnie weszłam na bloga, żeby się odstresować na dobranoc a tu proszę… przez Ciebie muszę coś dziabnąć ehh………
a masz zdjęcia z tej jaskini?:)
niby mam – ale nie publikuję bo nie są mojego autorstwa. Przed wejściem trzeba było zostawić w szafce aparat, kamerę i telefon komórkowy. To jest marketing! Po wyjściu każdy w sklepiku chciał kupić płytę ze zdjęciami. A poza tym to smacznego 😉