Ural – 27-29.07.1999 r.

27.07.(wtorek)

Zostawiamy obóz bez opieki i postanawiamy zdobyć najbliższy szczyt. Idziemy wzdłuż grani, ze wszystkich stron piękne widoki. Markowi udaje się znaleźć poroże renifera, które przypięte do mojego plecaka towarzyszy nam w dalszej podroży, pełniąc od czasu do czasu rolę wieszaka.

Nadciągają chmury, rozsądek podpowiada nam żeby zrezygnować ze zdobycia szczytu. Wracamy do obozu podzieleni na dwie grupy. Zaczyna padać deszcz, chowamy się pod wielkie skalne bloki. Powrót do obozu zajmuje nam dużo czasu, mokre porosty są bardzo śliskie. Po drodze udaje mi się znaleźć kryształy kwarcu – kolejne 10 kilogramów do plecaka.

28.07.(środa)

Dzień w którym mieliśmy zdobyć najwyższy szczyt w tej części Uralu spędzamy w namiotach. Na dworze wiatr i deszcz. Licząc na poprawę pogody przesypiamy większą część dnia, jemy, gramy w karty.

29.07.(czwartek)

Pobudka o piątej rano. Piękna pogoda, trawa pokryta szronem. Wilgotne ubrania które zostały na noc przed namiotem do wyschnięcia można teraz łamać w rękach. Szybko wskakujemy w ubrania i rezygnując ze śniadania wyruszamy na podbój góry Narodna. Przed godziną jedenastą szczyt jest nasz. Przenikliwe zimno szybko zmusza nas do zejścia. Po drodze trafiamy na ośnieżone zbocze i uznajemy, że nadaje się ono świetnie do zabawy. Oślepiani przez odbite od śniegu słońce obrzucamy się śnieżkami i zjeżdżamy na butach 20-30 metrów w dół. Andrzej powtarza ten „wyczyn” parokrotnie. Powrót do obozu zajmuje nam kilka godzin. Taszczymy z doliny drzewo na przełęcz, mamy ochotę na gorący posiłek. Skonani docieramy do obozu i powoli dochodzimy do siebie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ural Subpolarny - 1999 rok i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *