30.07.(piątek)
Dzisiaj pokonaliśmy najdłuższy z dotychczasowych odcinków. Przez lasy i bagna dochodzimy do podnóża góry o charakterystycznym postrzępionym szczycie. To Manaraga. Chce mi się płakać ze zmęczenia, plecak ciąży jak worek cementu. Z ulgą rzucam go w trawę. Przemoczeni, trzęsący się z zimna, rozbijamy obóz. Suszymy ubrania przy ognisku, wylewamy z butów wodę. Wyjątkowo cieszą nas płomienie i gorące menażki. Komarów już nie wyciągam z jedzenia, staram się nie zwracać już na nie uwagi.
31.07.&1.08(weekend)
W obozie nastały dni odpoczynku. Praktycznie bez przerwy pada deszcz.
2.08.(poniedziałek)
Sierpień na Uralu to najbardziej deszczowy miesiąc. Jakby na potwierdzenie przez kolejne dni pada niemal bez przerwy. Pakujemy się wykorzystując „dziurę” w chmurach. Czuję, że mam dzisiaj kiepski dzień. Wychodzę pierwszy z obozu a na pierwszą przełęcz docieram jako ostatni. Andrzej decyduje się na samotne zdobycie Manaragi. Pomysł ten wydaje mi się dość ryzykowny, w nocy spadł śnieg, nie mam jednak w tej sprawie wiele do powiedzenia. Pierwszą dolinę pokonujemy w imponującym tempie. Przed nami kolejna przełęcz. Szybkość marszu spada. Robi się bardzo zimno. Zrywa się silny wiatr, zaczyna sypać śnieg. Krisowi przydałby się jego sweter. Z przełęczy rozciągają się dwie doliny. Krzysztof wydeptuje na śniegu strzałkę dla Andrzeja i zaczynamy schodzić w dół. Wieje strasznie, jestem cały przemoczony. Zmęczenie ogarnia nas w szybkim tempie ale gnamy naprzód, żeby nie zamarznąć. Dzielimy się na małe grupy. Wiatr zyskuje na sile, zamarzający deszcz tnie po twarzy. Doganiam Witka i chowamy się za dużym blokiem skalnym. Widzę jak trzęsie się z zimna, chyba z nim gorzej niż ze mną. Czekamy na resztę grupy. Już razem podejmujemy decyzję o dalszym marszu, szukamy drzewa na ognisko. Dolina ciągnie się w nieskończoność. Docieramy do brzegu dużego strumienia. Po jego drugiej stronie widać las ale nie mamy siły się przez niego przeprawić. Zaczynamy rozbijać obóz, dociera do nas Andrzej co wprawia nas w dobre humory. Marzę tylko o tym by znaleźć się w śpiworze. Nie mamy siły na ugotowanie czegokolwiek, jemy chińskie zupki na sucho.
Noc przecierpiałem w wilgotnym śpiworze – dokuczliwe zimno nie pozwoliło zasnąć.