Defender dostał w kość. W 5 tygodni zrobiliśmy prawie 21 000 km. Sahara Zachodnia. Na wyprawie przydały się kanistry z paliwem na dachu. A kiedy nawet nie były w użyciu to lepiej się czuliśmy, wiedząc że jadą z nami. Lampka rezerwy paliwa zapaliła się kilka razy.
Mauretania. We wcześniejszym wpisie umieściłem info, że dobrze mieć 30 fotokopii paszportu i papierów auta. Po powrocie stwierdzam – dobrze mieć 60 fotokopii, może wystarczy. Są odcinki w Mauretanii, gdzie posterunki drogowe policji znajdują się co 5 minut jazdy.
Spalony busz. Okopcone termitiery…
Mali – droga do Kayes. Ben – pytaliśmy – ta droga na mapie ma jakiś dziwny kolor? No problem – odpowiadał Ben – Asfalt.
A potem było 500 km niezłego offroadu. Szkoda tylko, że nie było drugiego samochodu dla towarzystwa.
Maroko – rejon pomiędzy Rissani a Micissi. Po deszczach nastały dwa dni fantastycznej pogody i widoczności.
Mauretania – biwak nad oceanem. Kraj ten słynie z bardzo stabilnego klimatu. Prawie wcale tam nie pada… Oczywiście godzinę po tym jak położyłem się na dachu lunęło jak z cebra. Z krzykiem leciałem do namiotu zarezerwowanego tej nocy dla Bena. Ben ze względu na długość leżał w poprzek namiotu. Dla Pawła i dla mnie zostały wydzielone dwa obszary o kształcie trójkąta. Mokry śpiwór, podkulone nogi, chrapiący Ben…
Mauretania. Na pierwszym planie szkielet wieloryba.
Pogranicze marokańsko algierskie. Nieźle sypało piachem. Nie było miejsca gdzie go nie było. Pod koniec wyjazdu dorwałem kompresor powietrza. Wyjąłem filtr powietrza i zdębiałem. Jakby ktoś szufelką wsypał piachu do środka.
W sklepach spożywczych często nie ma chleba, ale można kupić paliwo z beczki. A chleba pewnie nie ma bo w sklepie śmierdzi paliwem.
Mauretania – wizyta w zakładzie blacharsko lakierniczym.