Koszmar. Setki kilometrow asfaltu wzdluz ktorego leza setki, tysiace martwych zwierzat: wielbladow, oslow, owiec…
Nikt tu nimi sie nie zajmuje, chodza gdzie chca i wychodza na jezdnie. I gina. Wyladowane ciezarowki z trudem zatrzymuja sie na punktach kontrolnych, a co dopiero gdy zwierze wbiegnie na jezdnie. Mysle, ze nawet nie probuja hamowac. My probowalismy, opony piszczaly, ale i tak sie nie udalo. Pozna lekcja, zbyt pozna; szkoda osla. Samochod z naprzeciwka oslepial nas dlugimi swiatlami, ja wylaczylem swoje i zbyt pozno zobaczylem stado nieruchomo stojace na drodze. Eh…
Ciesze sie, ze zdazylem odbic kierownica, a inne zwierzeta sie nie ruszyly. Rozbity prawy przod. Niby dzien pozniej go wyklepalismy w zakladzie blacharsko lakierniczym, ale martwie sie, ze drogowka w Europie moze nam zatrzymac dowod rejestracyjny.
Ciesze sie, ze zdazylem odbic kierownica, bo gdyby ten osiol wpadl nam na maske byloby nieciekawie.
Zabitych zwierzat jest cala masa. Na szczescie w tym klimacie ulegaja mumifikacji i nie czuc ich rozkladajacych sie cial. Z prochu powstales w proch sie obrocisz…