Wyruszyliśmy w sobotę o 9.45. W momecie kiedy piszę te słowa jest niedziela godzina 23.00. W tym czasie udało nam się pokonać 2500km, minęliśmy Barcelonę.
Dziwna pogoda w ten weekend, niby słonecznie i drogi suche, ale ciśnienie skacze, wiatr wieje i głowa boli. Bardzo dużo wypadków na autostradach, widocznie nie tylko mi się chce spać cały dzień.
Od Wrocławia po Zgorzelec nad drogą co jakis czas widać powracające klucze gęsi. One w jedną, a my w drugą stronę 😉
Paliwo w Europie makabrycznie drogie – ropa wychodzi ponad 6 złotych za litr. Mamy pierwsze odczuwalne dla nas efekty konfliktu w Libii. Defender pali 15 litrów na setkę, niezłe koszty generuje…
W Niemczech przejeżdżaliśmy przez rzekę o nazwie Dzika Maciora. Interesujące, prawda? Ciekawe czy to nazwa historyczna, czy też niedawno nadana, np. ku upamiętnieniu gorącego uczucia lub letniej przygody?
Chłodnawo w Hiszpanii, ale wiosna już pełną gębą – kwitną na różowo i biało drzewka owocowe.
Paweł pyta – czy będziemy mieć taki dzień na wyjeździe, że nie będziemy jechać samochodem?
no i co ja mam mu odpowiedzieć, żeby nie skłamać? 😉
może będzie padać…