Zniknęła ostatnia czekolada z Polski. Znaczy czas zbierać się do domu. Dopiero co nas Darek odbierał z lotniska w Salt Lake… Będzie brakować wieczornej gry cykad, spotkań na muzealnej wieży pod Drogą Mleczną, wieczorów kinomaniaka w klimatyzowanym biurze, kuchni Eryka. Zostawiamy nasze wiadro=pralkę, nietoperze w muzeum, ubrania zachlapane farbami i akrylem, buty wołające o świeży zapach, Pana Szczura na dachu przyczepy i Panią Mysz pod prysznicem.
Na przekładanych z aparatu do aparatu kartach pamięci wielki bałagan wśród ponad 2 tysięcy zdjęć… Fajnie się je porządkuje w wolnym czasie. Zachód słońca obok Merrimacka i Monitora, wielka cisza kanionu w rejonie Death Horse Point, spalone słońcem Arches, indiańska sztuka naskalna, posiadówki na krawężniku…
Projekt muzeum dla Moab Giants zakończony. Podziękowania dla całej ekipy. Jak mówił jeden z amerykańskich pracowników po dwutygodniowym językowym szkoleniu „DOBRA ROBOTA” 🙂