Na bezrybiu i rak ryba. Stare porzekadło sprawdziło mi się wiele lat temu w Kurzaczach, gdy na czerwone robaki łapały się raki. Wiele razy jechało się nad wodę i wracało „o kiju”. Najlepszym sposobem dla poprawy humoru było znalezienie takiego miejsca na wyjazd, żeby nie wracać z pustymi rękami. Nie biorą ryby to idźmy do pobliskiego lasu na grzyby, sadu na wiśnie, łąki na pieczarki. Do perfekcji zagadnienie to opanował mój ojciec. Potrafi wrócić z ryb z wiadrami pełnymi „krowich placków”, które używa później jako nawóz pod truskawki.
W lesie w Nowej Dębowej Woli znajduje się szereg żwirowni. Kiedy w okolicy nie widać podgrzybków czy kozaków, można do nich zejść za maślakami. Nie ma grzybów – można zawsze poszukać skamieniałości w materiale polodowcowym. Dziś jednak z założenia pojechaliśmy za grzybami i skamieniałościami. Dzieci wróciły zadowolone.