Po Bałtowskich Bezdrożach może czas na nieco inny klimat wpisów. Zamieńmy konie z mechanicznych na inne. Pod koniec naszego ostatniego wyjazdu do Maroka, w rejonie Oued Zem i Khouribga miał się pojawić król. Przejazdem.
Co robią mieszkańcy w takim przypadku? Urzędnicy wysokiego szczebla zlecają prace interwencyjne. Sprząta się śmieci, sadzi kwiaty, układa kostkę na chodnikach, maluje krawężniki. Wzdłuż drogi stają maszty a na nich powiewają flagi. Mieszkańcy wieszają portrety króla w oknach, taksówkarze przyklejają jego zdjęcia na przednich szybach swoich mercedesów. Do miast zjeżdżają ludzie z okolicznych wiosek. Święto.
W wielu miejscach stają rzędy namiotów, pojawiają się stragany i garkuchnie. Zespoły przygrywają, grille dymią, orzechy się prażą. A my byliśmy świadkami tradycyjnych wyścigów konnych na krótkim dystansie. Prędkość nie jest najważniejsza – to wioski wystawiają swoje zespoły w tradycyjnych strojach, kolorowych uprzężach z bronią u boku. Liczy się wrażenie artystyczne.