Baobaby to bardzo sympatyczne drzewa – jeśli można tak powiedzieć. Nawet kiedy nie mają liści to można się schować w ich cieniu, są tak pękate. W grubym pniu magazynują wodę – pomaga to im przetrwać suszę. Wg Wikipedii mogą pomieścić w sobie ponad 120 000 litrów.
Baobaby dziwnie wyglądają. Jakby szalony ogrodnik wsadził je korzeniami do góry. Nie mają w przekroju słojów, ciężko jest stwierdzić ich wiek, ale swoim wyglądem skłaniają do tego, żeby przytulić się ich do ich majestatu i położyć dłonie na korze.
Owoce baobabów przypominają małe gryzonie. Są „myszowatego” koloru, mają coś na kształt miękkiej sierści/włosków i gdy spadną z drzewa dysponują długim ogonkiem. Wspaniały prezent dla koleżanek z pracy, które piszczą gdy widzą mysz.
Owoce baobabu przerabiane są na grzechotki. To jedna z rzeczy, której żałuję, że nie kupiłem. Po drodze do Kayes udało się nazbierać sporo „spadów” i poniewierają się teraz po domu. Lubię to.
Biały miąższ jest mączny i lekko cytrynowy w smaku. Mam jeszcze kilka sztuk do oddania jako dekor na półkę lub kominek (gdyby ktoś reflektował). 😉
Cześć,
e, pewnie wikipedia pomyliła się z tą wodą o jakieś 100.000. Co do grzechotek i innych rzeczy, których nie kupiłem – proszę, nie wspominaj nawet. A co do owoców baobabu do oddania to przypominam, że mnie wciąż należy się deputat!