Z cyklu „przyjaciele na świecie” – Moha z Erfoud.
Ciekawy koleś. Poznałem go podczas pierwszego wyjazdu w 2000 roku i za każdym razem gdy jestem w Maroku spędzam kilka dni u niego. Pamiętam jak dziś jak naciągnął mnie na 100E za płytę z ordowickimi trylobitami 😉 . Mohamed mieszka z mamą. Hmm… Ma ciekawe podejście do tematu małżeństwa – jakiś czas temu liczył jeszcze na to, że pozna wreszcie jakąś interesującą kobietę z Europy. Straszny z niego filozof – uważał, że Marokanki, które on poznał są zbyt mało interesujące i nudne. Z czasem jednak okazało się, że małżeństwo jego rodziców nie było zbyt udane i dlatego sceptycznie podchodzi do tej instytucji.
Moha to szara eminencja w okolicach Erfoud. Wszyscy na mieście sprawiają wrażenie, że go znają. Gdyby ktoś Was tam zaczepiał, naciągał na pieniądze za parking i pilnowanie auta czy z innego powodu nie chciał się odczepić wystarczy powiedzieć „czy mam zadzwonić do Mohameda Mediki?”. Wszystkie łobuzy jak do tej pory obracały się na pięcie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiadomo – ktoś może grać twardziela – wtedy należy wybrać numer +212 661835054 (i powołać się na mnie ;-))
Mohamed to leń patentowany. Jak już głód zajrzy mu w oczy to ruszy w teren i zbiera skamieniałości. Potem czeka, aż znajdzie się na nie klient. Kiedy się takowy pojawi i zostawi u niego trochę grosza, wtedy Moha nie chodzi nawet po wodę do studni. Płaci chłopakowi sąsiadów…
Heh…miałam okazję parę dni temu poznać Moha. Cóż mogę napisać- rzeczywiście jest to niesamowity facet, świetny towarzysz podróży i wspaniały przewodnik, a ponadto widać, że to co robi, robi z wielkim angażowaniem. I wkłada w to całego siebie… oczywiście dostaliśmy adres i na tym znajomość się nie zakończy…
🙂
a było „slowly, slowly”? 🙂
czasami odnoszę wrażenie, że to jego ulubione powiedzenie.
…hehe…jasne że było… mój mężuś chciał poszaleć z racji, że poprzez pustkowie jechaliśmy, a Moha—„slowly!” 😉 heh, a po chwili dodał, że to żart… 😀
…a kiedy mieliśmy wyjeżdżając był, jak ten kot ze Shreka— niemal jak on patrzył na nas takimi oczkami, że niemal wymiękaliśmy, chciał aby u niego zostać na trochę, ale niestety czas nas naglił… ale obiecaliśmy, że jeszcze tu do niego wrócimy, a on powiedział, że tym razem z naszym synkiem, o którym się dowiedział i mówił, że wielka szkoda, że nie było go z Nami…
…osobiście czuję do niego wielką sympatię, a dzień kiedy podróżował z Nami, był najfajniejszym i najzabawniejszym…
P.S. Czytam, opisy z podróży- i po prostu zazdroszczę niezmiernie… osobiście jakbym mogła to nie wahałabym się ani chwili i ruszyłabym znów na Czarny Ląd- gdzie została spora część mojego serducha…
—sorki że się tak rozpisałam
>>>pozdrawiam —Joaśka 😀
Znam ten ból. Człowiek wraca z podróży, odpocznie kilka dni i już chciałby wracać. Byłem u Mohy ponad 20 razy i jeszcze mi się nie znudziło. Może w październiku znów go odwiedzę 😉
pozdrawiam
Otóż to… minęło parę dni od powrotu, a ja już najchętniej spakowałabym plecak i pojechała…eh…zazdroszczę niezmiernie, że już za te kilka miesięcy znów będziesz w Maroku…mnie osobiście najbardziej urzekło ono właśnie na obrzeżach, nie zaś np. Marakesz…no ale każdy lubi co innego i ma do tego prawo…
P.S. …aż chciało by się spakowac i wyruszyc z Wami… hmm. 😉
-pozdro [J.]