Mija trzy tygodnie odkąd wyjechaliśmy z domów. Prace postępują w szybkim tempie, co trochę wyskakują jakieś nieprzewidziane zadania, ale atmosfera dobra w zespole mimo delikatnych opóźnień.
Dziwne to muzeum w Moab. Nietoperze latają po nim w ciągu dnia, cykady gdzieś grają po kątach, jaszczurkę trzeba było wyprowadzić na słońce. Chciałem wyżąć gąbkę w misce z wodą a złapałem za mysz…
Ale kto by się przejmował terminami??? 🙂
Dzień się kończy. Ewa wycina diamentową tarczą napis w piaskowcu, ale po tym jak jej „pomogłem” pomalować afisz na wejście to woli sama dokończyć ryty. Więc leżę na rozgrzanym chodniku a ona ściska w rękach szlifierkę.
Czekamy na kuriera. Bo farby się kończą i wielbłądzia sierść potrzebna do aranżacji.
Co jakiś czas na pobocze zjeżdża auto i ludzie robią zdjęcia dinozaurów wystających ponad ogrodzenie. Kończymy pracę na dziś.