28.X.2011 kartka z pamiętnika

28.X.2011

Hiszpania. W samej Barcelonie doszedłem do wniosku, że z autem jest coś nie tak –  szkoda, że na pięciopasmowej autostradzie w godzinach szczytu. Akurat wyprzedzałem tiry skrajnie lewym pasem pod górę. Obroty spadły, prędkość spadła – pomału przecisnąłem się do prawego pasa i zjechałem. Na parkingu po zrestartowaniu Defa wyglądało, że wszystko gra – pojechaliśmy dalej. Pod Alicante sytuacja się powtórzyła – pod górkę auto niemal stanęło.

Konsultacje telefoniczne ze Zbyszkiem – przyczyna w paliwie, braku powietrza… Konsultacja z Adamem z Rayo – wtryski lub pompa. Konsultacje z dwoma mechanikami jadącymi na rajd – turbosprężarka. Wniosek był wspólny – trzeba szukać serwisu Land Rovera. A był piątek…

Asia znalazła adres serwisu w Lorca. Z modlitwą na ustach ruszyliśmy. Prędkościomierz znów zatrzymał się na 80km/h, jechałem na awaryjnych pod górę zjeżdżając na pobocze. Spociłem się.

W Lorce okazało się, że serwis nie pracuje w sobotę, ale życzliwi mechanicy odesłali nas do miasta Murcia. Dostaliśmy nazwę ulicy i wróciliśmy 60km jadąc pomiędzy TIRami. Murcia wielkie miasto – mieliśmy całą noc na znalezienie serwisu. A znaleźliśmy w 10 minut. Wieczorem w hotelu snuliśmy hipotezy dotyczące tego jak sytuacja się rozwinie…

Rano okazało się, że w serwisie nikt nie mówi po angielsku. Pozostało objaśnić problem „paszczą” i prawą stopą (zwykle wciskającą gaz). Podpięcie pod komputer nie wskazało wtrysków, pompy, sprężarki – ale problem pozostał. Jeden z mechaników usiadł za kierownicą, „przygazował” i od razy było widać gdzie tkwi problem. Gumowy przewód od powietrza wręcz zassał się do środka. Mechanicy wyciągnęli filtr a tam…

Wypisując później fakturę Pan spytał (tłumacząc w domyśle) „jedzie pan w tak długą podróż do Maroka i nie wymienił pan filtrów przed wyjazdem?”.

Mimo słonego rachunku humory się polepszyły i ruszyliśmy w kierunku portu w Algeciras. Po 2 dniach ulewnych deszczy mieliśmy super widoczność i piękne widoki. Nastroju nie popsuła nawet mewa, której udało się trafić z 2 metrów prosto do puszki z makrelą, którą akurat spożywałem….

No cóż – na koniec wpisu wypada pozdrowić tych, którzy „wymienili” filtry przed wyjazdem.

ps. to nie ta mewa. Tamta się zaśmiewała do bólu brzucha. Fot. POG

Ten wpis został opublikowany w kategorii Maroko i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na 28.X.2011 kartka z pamiętnika

  1. pog pisze:

    Ojjj, jak miło – chłopaki Ci „choinkę zapachową” włożyli do filtra żebyś całą drogę czuł polski klimat 😛

  2. MN pisze:

    A jednak Hiszpan potrafi!!

Skomentuj pog Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *